Blog Sary B 2012-2013 | więcej
Welcome back
Sara 23-08-2012
Jak mi miną pierwszy dzień w szkole? Oczywiście zaczęło się od pobudki. 6:15, bo to zawsze 15 minut dłużej. Po wykonaniu wszystkich porannych koniecznych czynności, Heather podwiozła nas na autobus. Nie to, żeby było daleko, ale byliśmy lekko spóźnieni. Jak wygląda szkolny autobus w Ameryce? No a jak ma wyglądać? Każdy kto choć raz w życiu oglądał amerykański film z amerykańskim szkolnym autobusem dobrze wie, że taki autobus jest żółty, że jest w nim mnóstwo dzieci, że zatrzymuje się koło domów i że jego celem jest dowiezienie dzieci do szkoły (a po szkole odebranie). Wszystko było fajnie. Dojechałam prawie pod same drzwi i wraz z innymi nastolatkami weszłam do szkoły. Na początku wszyscy zgromadziliśmy się na Sali gimnastycznej, gdzie tańczyły cheerleaderki, były różne gry zespołowe (np. dwie drużyny nauczycieli rzucających w siebie piłkami). Oczywiście nie obeszło się bez przedstawiania całej szkole wspaniałych exchange studentów. Tak więc cała dwunastka (w tym ja) wyszła na środek i każdy po kolei informował społeczność szkolną jak ma na imię i skąd jest. Po całym przedstawieniu przyszedł czas na udanie się do klas. Ale zanim wejdziecie ze mną do Sali nr 500, pragnę przedstawić wam moje wrażenia odnośnie uczniów. Tak więc szkoła ma swój „dress code”, który zabrania noszenia ubrań niezasałniających ramion i brzucha, no i spódnice muszą być odpowiedniej długości, tzn. mogą być lekko przed kolano. Poza tym jest zupełna dowolność. Tak więc po szkole, do której uczęszczałam w Polsce, tj. Liceum ss. Prezentek w Rzeszowie, taka różnorodność strojów, była dla mnie lekkim szokiem kulturowym. Szkoła ma swoje barwy, ale obowiązują one tylko cheerleaderki i graczy. Oczywiście zapomniałam wspomnieć o szafkach. Też typowe, jak z filmu. Ogólnie rzecz biorąc szafki szkolne to dziwne stworzenia. Dużo się namęczyłam, żeby nauczyć się je otwierać, a i tak nie mam 100% pewności, że stałam się posiadaczką tej umiejętności. Teraz możemy wejść do sali nr 500. O tak, matma. Na pierwszej lekcji pan X (nie pamiętam nazwiska) dał na wymagania, a ponieważ lekcje są dużo dłuższe niż w Polsce zaczęliśmy dział, który zwie się FUNKCJA LINIOWA. Bardzo fajny dział. Dostaliśmy również dwie strony zadania domowego. Super sprawa. Następnie 5 min przerwy i… tak jest, angielski. Znów wymagania, przywileje i obowiązki. Dalsza część lekcji była o Szekspirze i jego dziełach. A po angielskim… 40 min przerwa na lunch. Ponieważ jestem przyzwyczajona raczej do drugiego śniadania, więc nie kupiłam lunchu za 2$, tylko wzięłam coś niecoś z domu. Ogólnie rzecz biorąc lunch wygląda dokładnie tak, jak jest to pokazane na filmach. Uczniowie biorą tace i idąc ogonkiem wybierają preferowaną potrawę, następnie siadają przy stolikach i konsumują swój obiad. Po lunchu czas na koleje lekcje. Mój kolejny przedmiot to Nutrition & Food, czyli wszystko związane z żywieniem i jedzeniem, od gotowania, przez diety, aż po zachowanie się przy stole. Nauczycielka zapowiedziała, że na koniec będzie test polegający na przygotowaniu menu, przyrządzeniu tych potraw i podaniu ich gościom. Może być ciekawie. Teraz udamy się do Sali… może pomińmy numer, w każdym razie kolejny przedmiot to HEALTH, wszystko o zdrowiu fizycznym, psychicznym i socjalnym, coś jak funkcjonowanie w społeczeństwie też się wlicza, w każdym razie, na pierwszej lekcji robiliśmy testy psychologiczne. Ostatnia lekcja trwała 0,5 h i był to czas, w którym można było zrobić zadanie domowe, i się pouczyć. Oczywiście nikt tego nie robił, bo spędziliśmy ten czas na poznawaniu siebie nawzajem. A teraz czas wracać do domu. Wyjdźmy więc przed szkolę i poczekajmy na autobus. O, jedzie. Ale kierowca inny. O, następny, i jeszcze jeden, a za nim kolejny. Ale który jest mój???! No nie, już szósty autobus odjechał, chyba muszę truptać 10 km na nogach. Live is live. Uff, jedzie jeszcze jeden, no dobra, tym razem się udało, ten jest mój, ten sam kierowca. Droga powrotna nie była zbyt ekscytująca, wyglądała zupełnie tak samo jak ta ranu, tylko zupełnie odwrotnie. Zobaczymy co przyniesie dzień jutrzejszy.