Dodaj do ulubionych Poleć znajomemu

Dołącz do nas

Facebook  Why Not USA na G+  Pinterest  nk.pl

Newsletter

drukuj Blog Sary B 2012-2013 | więcej

Historia sera białego

Sara 05-09-2012

Opowieść o campingu 2 to opowieść wielowątkowa. Przede wszystkim dlatego, że obejmuje wiele historii nierozerwalnie połączonych z moimi campingowymi obawami i przemyśleniami.
Wszystko zaczęło się od tego, że brakowało mi sera białego… Nie, nie żartuje. Więc co trzeba zrobić aby uzyskać ser biały? W Polsce trzeba mieć pieniądze i znaleźć się w sklepie spożywczym. W Ameryce, a dokładnie Ameryce Północnej,  w United States of America, stanie Idaho trzeba mieć pieniądze, znaleźć świeże mleko (co jest bardzo trudne), kupić to świeże mleko, znać przepis jak się robi ser biały i w końcu zrobić ser. No więc fajnie, przeszłam przez wszystkie etapy i rezultat był taki, że z 4 litrów mleka wyszło mi niecałe 200g sera. Ale po kolei.
Najpierw trzeba było poczekać aż z mleka zrobi się kwaśne mleko. Tak się niefortunnie złożyło, że moje kwaśne mleko było gotowe w dniu, w którym wyjeżdżaliśmy na festyn. Wstałam więc wcześnie, żeby zalać moje kwaśne mleko wrzącym mlekiem słodkim (albowiem tak głosi jeden z przepisów). Następnie trzeba było poczekać aż to wszystko wystygnie.
Na festyn wyjechaliśmy o 7:00 rano do miasta oddalonego o 1,5 h jazdy od domu. Jechaliśmy tam dlatego, że moja host siostra dostała się do stanowych zawodów jazdy konnej. Więc na początku (i przez pół dnia) oglądaliśmy jazdę konną w wykonaniu dzieci i młodzieży w różnym wieku. Po pewnym czasie zrobiło się to nudne, ale no cóż. Później przyszła kolej na druga część, czyli na zobaczenie wszystkich atrakcji dostępnych na festynie. Były to: różnej maści stoiska poczynając od ozdóbek, bibelotów, ciuszków, biżuterii, akcesoriów kuchennych, gier komputerowych, przez nieco grubsze jak kominki, wyposażenie łazienek, grawerowania na skałach i drewnie aż po stoiska szkół, uczelni i instytucji. Były również hale ze zwierzętami (końmi, krowami, owcami, kozami), hale komercyjne, w których próbowano nakłonić słuchaczy do kupna najlepsiejszych produktów, były hale z fotografiami, tortami okazjonalnymi , obrazami, rzeźbami z warzyw. Było wesołe miasteczko. A przede wszystkim było mnóstwo budek z jedzonkiem, tak więc spróbowałam słynnego ciepłego chleba z dżemem i tygrysich uszek. Z t drugą potrawą to było tak, że jak czekałam na Heather, pod jedną z budek z jedzeniem, jeden starszy pan się zapytał, czy chcę kupić jedno z tygrysich uszek. Powiedziałam, że tak, ale mam tylko kartę kredytową. Wtedy on się roześmiał i poczęstował mnie swoim. Takie miłe wspomnienie. Mniejsza. Wróciliśmy do domu  po rzeczy na camping, a ja… tak jest, zabrałam się za dokańczanie robienia sera. Tak więc przelałam go na sitko, ale był zbyt rzadki, a musieliśmy jechać. Tak więc zastosowałam starą metodę prababci i położyłam na nim kamień, następnie umiejscowiłam moje dzieło w lodówce i pojechaliśmy na camping.
Na miejsce campingowe dojechaliśmy około 10:30. Następnym krokiem było rozbicie namiotów i przygotowanie się do spania. Nos była oczywiście zimna. Rano również niezbyt ciepło, dlatego wszyscy gromadziliśmy się przy ognisku. Był to dwudniowy camping. Głównym punktem dnia pierwszego było wycinanie suchych drzew w lesie i ładowanie ich na przyczepy, i to robiliśmy przed lunchem jak dobrze pamiętam. Na lunch smażyliśmy polskie kiełbaski (przynajmniej takie jest tłumaczenie napisu z opakowania) i robiliśmy hot dogi. Po lunchu Bebe (czyli żona brata Kaseya) pokazał mi jak się robi bransoletki z sznurków. Tak więc przed obiadem zrobiłam jedną. Tego dnia, a właściwie wieczorem na obiad mieliśmy ziemniaki wymieszane z czymś i kurczaka w sosie. Na deser był cobler. Ciekawym doświadczeniem jakie nabyłam tej nocy było rąbanie drewna. Następnego dnia po śniadaniu (pan cakesach z syropem klonowym) uczyłam się strzelać z pistoletu i dwóch rodzajów strzelby. Potem jeden z braci Kasey’ego upolował wiewiórkę. Kuzyn Heather przyrządził ją na ogniu, a że byłam głodna nowych doświadczeń i spróbowałam jak wiewiórka smakuje. Od razu dodam, że jest to smak bardzo podobny do smaku kurczaka. Potem pojechaliśmy nad jezioro. Duże piękne jezioro, a właściwie dwa blisko siebie. Zrobiłam zdjęcia, więc nie będę si już rozpisywać nad jego urokiem. Oczywiście trochę popływałam i pociapałam się w wodzie. Po powrocie do obozu zjedliśmy obiad i spakowaliśmy samochód. Ciekawą atrakcją tej wyprawy była możliwość zobaczenia zwierzęcia, które żyje w tutejszych lasach. Niestety nie pamiętam nazwy, ale jest to zwierzę podobne do łosia.
Do domu wróciliśmy ok 9 wieczorem. Tak więc po powrocie zdjęłam ciężar z mojego sera. Wyszedł bardzo smaczny, tylko mikroskopijna ilość. Niestety. No, ale jak na pierwszy raz to nie jest źle.
 

festyn (dosłowne tłumaczenie...
Sayge na koniu
ja i mój host brat Caigun
taką pieczątkę otrzymywał...
Sayge na Tonicu
tort tematyczny
tort temmatyczny
stos poduszek- tort...
tort na chrzciny abo urodziny
wygląda jak najprawdziwsze...
a to ja, jak mierzę kocią...
to jest zdjęcie zdjęcia z...
a to plecak, którego omalże...
największa synia
przedstawiciel festynowych...
Sayge na quadzie
obozowe ognisko
obozowy krajobraz
obozowy krajobraz
następny obozowy krajobraz
wycinka drzew
rąbanie drewna
zgadnij co jem
jezioro mniejsze
droga do jeziora większego
jezioro większe
taka czysta była woda,...
5
Oceń posta:

Ostatnio dodane blogi

Maj
25
2013

The End

Sara 21:05

 Moja historia kończy się w mieście Preston, stanie Idaho, USA, 25 maja 2013. Oczywiście ostatni tydzień był najlepszy, bezstresowy, tylko relaks i zabawa. Pokrótce czytaj dalej...
Komentarze (12)
Maj
18
2013

Wizyta dobiega końca

Sara 2:05

 Licząc od dzisiaj zostało mi dokładnie 8 dni w Ameryce. Czas ten prawdopodobnie zostanie przeznaczony na spakowanie walizki, pożegnanie rodziny i przyjaciół i wejście czytaj dalej...
Komentarze (3)
Maj
12
2013

AP Calculus

Sara 18:05

 Z wydarzeń z ostatniego tygodnia na uwagę zasługuje test zwany Advance Placement. Może trochę jak matura rozszerzona z matmy. Nie wiem, bo nigdy nie miałam czytaj dalej...
Komentarze (5)

Napisz komentarz

Komentarzy: 4

Zgłoś do moderacji
~sara napisał: 2012-09-08 03:41:56
Mi też się to wydawało dziwne, biorąc pod uwagę fakt, że jest tu dużo farm z krowami... ale jak dotąd nie znalazłam w żadnym sklepie sera białego, takiego normalnego, nawet w największej sieci WALMART, mają tu takie coś jak cottage cheese, ale to bardziej przypomina serek ziarnisty, mają tu ricotta cheese, bardzo zbliżony do sera białego, ale to nie jest to samo, mają też cream cheese, czyli taki ser do sernika, ale to nie jest normalny ser biały, nie ma tu czegoś takiego jak twaróg, nie widziałam w sklepach serków, którymi żyją dzieci w Polsce

Zgłoś do moderacji
~Kinia napisał: 2012-09-06 12:05:50
Ale tam pięknie...
Torty są świetne.

Zgłoś do moderacji
~Carolay napisał: 2012-09-05 18:43:56
Super. Czekman na więce. Może napisz jak tam w szkole?

Zgłoś do moderacji
~Kinia napisał: 2012-09-05 08:57:32
Czy mieszkańcy stanu Idaho nie znają białego sera? Wydaje mi się to co najmniej dziwne...
4.3

realizacja: Ideo

powered by: CMSEdito