Blog Klaudii 2011-2012 | więcej
Ostatnie dni
Klaudia Kurzacz 29-06-2012
Ostatnie dni sa pełne.. zamieszania. Zaczęłam sobie zdawać sprawe ze to wszystko dobiega konca. Do tego, ze trzeba się pakować to czas się żegnać. Sporo moich znajomych „wymieńców” robiło pożegnalne imprezy nad basenem, ja się na taką nie zdecydowałam, miałam troche mało czasu pod koniec. Moja host rodzinka zabrała mnie także w kilka miejsc które chciałam zobaczyć. Nie mielismy czasu pojechać do Cedar Point, który jest parkiem rozrywki, z kolejkami górskimi i innymi rozrywkami, jeden z największych w stanach, ale jest w Ohio. Zamiast tego pojechaliśmy do Michigan’s Adventure, mniejszej wersji, za to o wiele bliżej jest. Był tam także park wodny, a na upały letnie było to idealne. Oprócz kilku kolejek i moczenia się w wodzie zdecydowałam się z chłopakami (Jeff i Darian, który jest jego kolegą, był z nami na Florydzie tez) na Rip Cord. Wygląda to tak, ze owijaja nas jak naleśniki, przypinaja razem i jeszcze do liny. Podciągają na samą góre kijka i spuszczają na dół czyli cos w stylu bungee tylko mniejsze i potem się „fruwa” przez chwile. Przez około 4 sekundy się spada, dopóki linki się nie napną. Nie powiem, gdyby nie żarty chłopaków, ze nie dam rady, to nie wiem czy bym się zdecydowała, a tez się zestresowałam. Przezyłam jednak i nie żałuje ani troche.
Pewnego dnia pojechaliśmy tez do Craig Cruiser’s, każdy z nas mógł wziąć jednego przyjaciela, wiec wziełam Letice. W tym miejscu są gokarty, laser tags czyli cos jak paintball ale masz kamizelke i to na lasery jest. Niestety przegrałyśmy z 9-letnimi dziecmi haha ale zabawa była przednia. Do tego można grac w mini golfa, rózne inne maszyny do gier i losowania, no i bufet obowiązkowo.
Innego dnia wybraliśmy się, tylko bez Briana bo nadal pracował do Downtown i muzeum. Byłam już w nim wczesniej na Art Prize ale tyle osob tam się wtedy kreci ze i tak nic nie widać. W muzeum mieli akurat rózne automaty do gier, wiec spędziliśmy tam troche czasu, obejrzeliśmy kilka wystaw. Nastepnie chwile pospacerowaliśmy przy wodzie, po mostach , troche zdjęć , ale było tak ciepło ze szybko wróciliśmy.
Nie ominęło mnie także swing dancing. Co wtorek na placu w centrum stowarzyszenie swinga uczy jak tanczyc, a potem zaczyna się zabawa. Tance w grupach, swinga, co już kto potrafi. Byłam zagubiona na początku, ale jak się mówi ze pierwszy raz tańczysz swinga to pomagaja i tłumaczą, nim się obejrzysz już się krecisz i wykonujesz skomplikowane ruchy.
W piątek, czyli przedostatniego dnia mojego pobytu pojechaliśmy do Grand Haven, to takie małe miasteczko z plażą, gdzie wszyscy jeżdżą. Zabrałam ich tam na obiad, żeby jakos podziękować za cały rok. Przeszlismy się po plazy, oczywiście zdjęcia i nastepnie przepyszne lody. Zostalismy chwile na pokaz fontann.
Do tego basenowa impreza druzyny piłki, zakupy, koniec szkoły i egzaminy. Szkołą się nikt za mocno nie przejmuje, pustki także są bo seniorzy maja koniec roku 3 tygodnie wczesniej niż my.
Ostatnia sobota była wypełniona meczami baseballa chłopców, byłam na imprezie gradacyjnej córki znajomej mojej rodzinki, gdzie byłam tylko przepytywana przez Jeffa i Briana z zasad baseballa, lacrosse, footballa amerykańskiego i czego tylko się da : )
Ostatni tydzien się w ogole nie śpi, szkoda czasu. W sobote mielismy tez obiad z dziadkami, na moje zyczenie mielismy spaghetti. Dostałam kilka upominków których się nie spodziewałam. Oczywiście łez nie mogłam powstrzymać. Przyjechała na chwile Letice z rodzicami z Brazylii (przyjechali na ostatni tydzień do niej) i znajomi z którymi byliśmy na Florydzie i często się widzieliśmy z nimi. Całą noc przepłakałam z Jeffem, tak bardzo nie chciałam wracać. Nie chodzi o to, ze nie tęskniłam za rodziną czy ze mi źle w Polsce. Po prostu cieżko było uwierzyc ze to wszystko się zaraz skonczy…
Było to jedne z najmilszych i najtrudniejszych rozstań jakie musiałam przezyc, po 10 miesiącach nie jest łatwo wszystko zostawić, odwrócic się i wsiąść do samolotu, wiedząc, ze się nie zobaczy tak bliskich już osob przed długi czas.