Blog Kuby 2010-2011 | więcej
1 tydzien w Newaygo
Jakub Mazur 06-09-2010
Ten tydzień był dość szalony, począwszy od tego że poznałem mnóstwo ludzi, których imion nie mogę sobie teraz nawet przypomnieć ponieważ było ich aż tyle a kończąc na tym, że wybraliśmy się wczoraj na Zalew Croton i pomykaliśmy po nim motorówką z zawrotną prędkością.
Opis tego tygodnia zacznę może od tego iż drużyna footballu ostro przygotowywała się do bardzo ważnego meczu z Fruitport. Mordercze treningi w słońcu ( nie wiem kto wymyślił żeby trenować o 14), przygotowanie taktyczne oparte o mecze Fruitport z innymi drużynami to tylko czubek góry lodowej na której szczyt musieli się wspiąć zawodnicy NHS (Newaygo High School) Przez tydzień coach Butler (Dwukrotnie wybierany do drużyny All-American) codziennie motywował chłopaków, jego styl trenowania bardzo różnił się od tego który miałem okazje poznać w Polsce, mówił „Co z tego że przyjedzie ich 60, na boisku i tak mogą wystawić tylko 11, i tych 11 pokonamy bo my się na nich przygotowaliśmy a oni traktują nas jak trening przed prawdziwymi przeciwnikami” Dzień Meczu to już tylko formalność , krótki trening, przypomnienie taktyki oraz kilka słów od każdego z trenerów. Sam mecz zaczął się około 18, inaczej niż w Polsce, tutaj mecze to wielkie wydarzenie, catering, orkiestra szkolna, cheerleaderki (o ich poziomie szkoda gadać, ale dziewczyny się starają), tak więc kupiliśmy hot dogi, napoje i udaliśmy się (host mama, host tata i ja) w kierunku trybun. Gdy drużyny wbiegały na boisko gołym okiem można było poznać ze przyjezdni to drużyna z większej szkoły, mieli około 50 zawodników a ich cheerleaderki można było nazwać prawdziwymi cheerleaderkami. Jednakże jak to powiedział coach Butler każda drużyna może wystawić taką samą ilość zawodników także nasi powinni sobie dać z nimi radę. Ogromne zainteresowanie meczem było widać na pierwszy rzut oka, pełne trybuny, ogromny entuzjazm mieszkańców i co najważniejsze głośny doping dla miejscowej drużyny. „ Nasi” dobrze weszli w mecz, od początku było widać że dobrze się do tego spotkania przygotowali , przeważali w każdym aspekcie gry i już po kilku minutach prowadzili 7:0. Goście jednak nie przestali walczyć i w drugiej kwarcie wyrównali a potem wyszli nawet na prowadzenie. Po połowie meczu nastąpiła krótka przerwa, coach Butler zmotywował chłopaków do ponownego zrywu i gdy tylko wyszli na boisko od razu rozpoczęli marsz w kierunku pola punktowego przeciwnika (End zone). Nie tylko wyrównali stan punktowy spotkania ale prowadzili 16:9. Widać było że miejscowa drużyna dominuje w tym meczu ale na nasze nieszczęście gościom przytrafiło się kilka akcji które przeważyły o stanie meczu. W 4 kwarcie udało im się dwa razy zapunktować i wynik spotkanie brzmiał wtedy już 16:25 dla przyjezdnych. Mecz był emocjonujący i pełny zwrotów akcji ale to drużyna z Fruitport udała się do domu szczęśliwa. Podczas meczu miałem okazję poznać innego studenta z wymiany jednakże kontakt z nim był o tyle utrudniony że musiałem niemalże zgadywać o co mu chodzi, nie żebym był rasistą albo nacjonalistą ale studenci z Azji i Ameryki Płd. bardzo kiepsko mówią po Angielsku. Gdy czekaliśmy na host brata Zacha poznałem jeszcze kilka dziewczyn z mojego roku, były bardzo miłe ale i tak nie zapamiętałem ich imion i myślę że będzie to jeden z większych problemów następnych dni.
Następnego dnia nie robiliśmy nic specjalnego, odwiedziliśmy kilkoro znajomych aby zaplanować wyjazd do Centrum Handlowego odległego około o 40 min od aktualnego miejsca zamieszkania. Sam Mall (tak nazywają się u nich duże centra handlowe) nie był jakoś specjalnie zaskakująco duży, ale udało mi się wyhaczyć dwie okazje i kupiłem 2 pary markowych butów po dość zaskakująco niskiej cenie jak na tę markę i jak na USA.
W sobotę pojechaliśmy z Kathy (host mama) do Wallmartu (odpowiednik naszego Tesco) aby kupić artykuły potrzebne do szkoły. Co ciekawe wszystkie zeszyty i skoroszyty tutaj są identyczne, w Polsce do wyboru jest mnóstwo wzorów z motywami z bajek, filmów, sportu itd. Tutaj sprawy mają się trochę inaczej, wszystko jest szare i ponure, o ile mi to nie przeszkadza zbytnio to jednak małe dzieciuszki mają czego żałować, sam pamiętam jak byłem mały i zawsze handlowaliśmy zeszytami, kłóciliśmy się kto ma ładniejszy itd. Tutaj tego brakuje ale nie ma co rozpaczać. Wróćmy do tematu , kupiłem kilka zeszytów, ołówki długopisy i cały ten rynsztunek wpakowaliśmy do koszyka, potem jeszcze Kathy zapytała co bym chciał do jedzenia ale tutejsze nie bardzo mi pasuje jak na razie, ich chleb nie jest zbyt dobry a mięso (szynka) wydaje się takie płaskie w smaku. Gdy wróciliśmy do domu Allen (host dad) przygotowywał burgery, które są jego koronnym daniem. Przygotowane przez niego burgery były bardzo dobre w porównaniu do tych sztucznych z fastfoodów. Dzień zakończyliśmy oglądając powtórkę meczu USA vs Tunezja na Mistrzostwach Świata w Turcji.
W niedzielę miała miejsce parada z okazji Labor Day, zawieźliśmy Mary Ann do szkoły ponieważ gra ona w orkiestrze szkolnej a sami usadowiliśmy się przed domem matki Kathy zaraz na początku ulicy, którą miała przejść parada. Nie była ona zbyt spektakularna ale było kilka pojazdów na które wartałoby zwrócić uwagę , udało mi się zrobić kilka naprawdę udanych zdjęć pomimo godziny o której odbyła się parada (południe to nie jest dobra pora do robienia zdjęć). Gdy wróciliśmy do domu Allen powiedział że zabierają mnie nad Zalew Croton aby popływać na motorówce. Nie było zbyt ciepło (65 stopni F) ale słońce świeciło dość mocno i temperatura odczuwalna nie była taka niska. Sam Zalew jest ogromny, przez 2h udało nam się zwiedzić około połowę zalewu, spotkaliśmy nawet występujące tylko tutaj żółwie. Łódka Allena jest naprawdę szybka, przez chwilę nawet ścigaliśmy się ze skuterami wodnymi i ku naszej uciesze zostawiliśmy ich w tyle. Po powrocie do domu Kathy powiedziała że Mike (przyjaciel rodziny) wraz z żoną przygotowali gołąbki i że przyniosą je na kolacje. Ichnie gołąbki okazały się raczej pulpetami zawiniętymi w kapustę niż prawdziwymi gołąbkami. Zdziwiłem się niezmiernie gdy zobaczyłem jak Allen popija gołąbki (pulpety) mlekiem lub gdy jak Mike dodawał cukru do mięsa. Rożne są zwyczaje i raczej postanowiłem tego nie komentować. Wieczorem do domu wprowadził się ponownie najstarszy syn Riley i musiałem się przenieść do pokoju Zacha, w placemencie napisane było że będę mieszkał w pokoju z Zackiem więc zbytnio nie narzekałem, pozatym bardzo dobrze się razem dogadujemy więc nie będzie z tym większego problemu.
Gdy pisze tego posta jest poniedziałek rano i okropnie leje dlatego raczej dzisiaj nie wychodzę z domu. Jutro zaczyna się szkoła i pewnie zdam wam relacje w następnym tygodniu, także do przeczytania w najbliższym czasie. Cya.