Dodaj do ulubionych Poleć znajomemu

Dołącz do nas

Facebook  Why Not USA na G+  Pinterest  nk.pl

Newsletter

drukuj Blog Kuby 2010-2011 | więcej

Koniec z koszem

Jakub Mazur 16-02-2011

Jako że we wtorek z niewiadomych przyczyn nie mieliśmy meczu postanowiłem ze z racji tego iż będziemy mieć 4 treningi przed następnym meczem dam z siebie 150% ażeby przekonać sztab trenerski że jednak powinni postawić na mnie w czasie meczu. Jak sobie obiecałem tak zrobiłem, na każdym z treningów dawałem z siebie wszystko co nie obeszło się bez pochwał ze strony obydwu trenerów, którzy jednak dostrzegli to że staram się teraz jeszcze bardziej. W takiej atmosferze spędziłem następny tydzień i o piątkowym meczu myślałem jako o doskonałej szansie na zaistnienie w drużynie. Jako że naszym przeciwnikiem była dosyć mała szkoła (Vestaburg) to moje oczekiwania co do czasu  gry wzrosły, nie mieli oni nikogo kto by mógł mnie powstrzymać po obręczą oraz zagrozić na drugim końcu boiska manewrami pod koszem. Fakt faktem po pierwszej kwarcie nie można było powiedzieć ze wynik jest kwestią otwartą ponieważ prowadzenie 22:5 to jak na warunki koszykówki w liceum jest to dosyć znaczna przewaga. Z wysokim morale podchodziliśmy do drugiej ćwiartki meczu, nic się tutaj nie zmieniło i do przerwy zdobyliśmy 45 punktów i był to na razie najlepszy wynik jaki udało nam się zdobyć w ciągu 2 kwart. Niestety trener nie wprowadził mnie aż do przerwy co jednakże nie zdziwiło mnie aż tak bardzo, myślałem jednak że chce on po prostu dać kilka minut więcej Damienowi po to ażeby w drugiej połowie mógł wpuścić mnie oraz Christiana na więcej minut. Tak się jednak nie stało, pomimo problemu z faulami trener trzymał Damiena cały czas na boisku i co chwilę wpuszczał Christiana. Ciśnienie w moich żyłach podniosło się, trochę nabuzowany siedziałem na ławce rezerwowych. Do ostatnich minut 4 kwarty temperatura ciała wzrosła mi aż nadto i postanowiłem ponownie rozważyć mój udział w sukcesach i porażkach drużyny. W tutejszym zwyczaju oczekiwanym od nas jest wstawanie oraz przybijanie popularnie zwanej „piątki” każdemu kto został ściągnięty z boiska w trakcie kiedy to dany zawodnik jest w drodze ażeby udać się na odpoczynek na ławce rezerwowych. Jako że większość meczy spędziłem na tejże ławce powoli zaczynało mnie denerwować bezustanne wstawanie i przybijanie „piątek”, jako że do końca meczu zostało około 4 minuty to wiedziałem że już nie zagram, dlatego postanowiłem sobie darować ciągłe wstawanie które mnie już psychicznie męczyło. Ileż można gratulować kolegom świetnego występu jeśli samemu się nawet nie zagrało sekundy? Także w końcówce tego meczu postanowiłem po prostu dać upust swoim emocjom i gdy asystent trenera spytał czy mam zamiar wstawać z przekąsem odparłem że niestety ale nie. Miałem już tego dosyć, bycie wspaniałym kolegą z drużyny który jest dyskryminowany i z ograniczonym czasem gry. Postanowiłem definitywnie zakończyć moją przygodę z tutejszą koszykówką. Druga połowa meczu była kompromitująca i gospodarze zdołali się zbliżyć na dystans 5 punktów, końcówka była zatem dość nerwowa. Dodam że w całej drugiej połowie udało się lwom zdobyć jedynie 5 punktów, wynik dość żenujący. Wtedy oto w tym momencie podjąłem ostateczną decyzję, opuszczam zespół. Oszczędzę sobie żalu tego iż pomimo tego że zdecydowanie lepiej bym sobie poradził na parkiecie niż większość z zawodników to niestety nie dostałem na to szansy. Podliczając  moje „osiągnięcia” które są niestety skromne  udało mi się zdobyć 2 punkty, 14 zbiórek, asystę oraz 3 bloki w ciągu 6 minut spędzonych na boisku. 6 minut ! tyle ogólnie zagrałem, głownie ostatnie sekundy meczy. Wynik którego nawet się nie spodziewałem. Średnio zagrałem około minutę na mecz co jest jak dla mnie po prostu kompromitujące. W Polsce grałem około 25-30 minut na mecz( mecze 32 minutowe) co niestety nie przełożyło się na tutejsze warunki przez moją kontuzję na początku sezonu która pokrzyżowała mi plany w dość znacznym stopniu. Nie uważam jednak tego sezonu za stracony, miałem okazję poznać trochę inne podejście do koszykówki oraz nauczyć się kilku rzeczy. Po powrocie planuje grę w Sokole Łańcut gdzie na pewno wykorzystam wiedzę nabytą tutaj. Muszę przyznać że siedzenie na ławce nauczyło mnie jednej rzeczy, dawania z siebie więcej i więcej na każdym treningu, wcześniej nie musiałem się aż tak bardzo starać ponieważ wiedziałem że jako filar drużyny będę grał przez większą część meczu. Teraz wiem jak ciężka jest rola zmiennika, w ograniczonym czasie na parkiecie musisz dawać z siebie 200% aby zostać zauważonym oraz docenionym co czasem nie jest łatwe, wejście w rytm meczowy podczas gdy wszyscy są już na parkiecie od kilkunastu minut może okazać się czasem trudniejsze niż zwykle, dodatkowo nie zawsze piłka trafiała do moich rąk, w moim szkolnym zespole (pozdrawiam I LO), to ja miałem głownie piłkę w rękach, przyzwyczaiłem się już do tego tak bardzo że początkowo było dla mnie dość ciężko dostosować  się do tego że będę musiał pokonać długość boiska kilka razy zanim w końcu dostanę piłkę do swoich rąk. Chciałbym w tym miejscu zaznaczyć że wiedziałem że nie będę gwiazdą tutejszej drużyny jednakże marginalizacja mnie do roli ostatniego w rotacji zawodnika niezmiernie mnie zaskoczyła, pomimo tego jednak coś mnie ta przygoda nauczyła – nie zawszę będę najważniejszy, zwłaszcza przy przenosinach do znacznie wyższej ligi w przyszłym sezonie.

Postanowiłem się pożegnać z drużyną w klasowych sposób, bez żadnych kłótni oraz wypomnień. Następnego dnia rano napisałem list do trenera w którym wyjaśniłem aktualna sytuacje oraz moje odczucia w stosunku do całego programu koszykarskiego. Napisałem tam między innymi o moich oczekiwaniach oraz o jego niespełnionych obietnicach dotyczących mojej roli w zespole, uwzględniłem tam też fakt że zostałem zepchnięty na ostatnią pozycje w rotacji i że nawet na treningach nie dostawałem szansy aby cokolwiek pokazać. List ten był długi na około stronę formatu A4. Po wydrukowaniu go postanowiłem udać się do biura trenera Bourke’a  ażeby zostawić poskładane uniformy oraz strój rozgrzewkowy na jego krześle oraz list na wierzchu. Wiedziałem że nie będzie go w środku ponieważ nigdy go tam nie ma,  z reguły po każdym meczu chciałem z nim porozmawiać jednakże zbywał mnie on zawsze tym samym tekstem – „ przyjdź jutro do mojego biura,  tam porozmawiamy”. Niestety, pojawiałem się tam kilkakrotnie każdego dnia, bez skutku. Po zostawieniu wszystkich rzeczy w jego biurze poczułem niesamowitą ulgę, z zamiarem tym nosiłem się już od kilku dni jednak dopiero impuls w postaci trzeciego z rzędu meczu gdzie nie zagrałem nawet sekundy doprowadził do skutku. Po zamknięciu drzwi poczułem ulgę w sercu, to była trudna, jednakże potrzebna decyzja. Czasem w życiu trzeba podejmować takie decyzje, nie są one łatwe ale po nich można odróżnić mężczyznę od chłopca.

 

 

 

0
Oceń posta:

Ostatnio dodane blogi

Mar
13
2011

Sobota i koniec pakowania

Jakub Mazur 18:03

W sobotę czyli wczoraj obudziłem się około godziny 11, umówiłem się jeszcze w piątek z Karolem że porozmawiamy na Skype o 12. Jako że mam tylko godzinę darmowego czytaj dalej...
Komentarze (10)
Mar
13
2011

Piątek czyli ostatni dzień w szkole

Jakub Mazur 18:03

Do szkoły jak zawsze obudziłem się już około 6:30 ale ten dzień od początku wydawał mi się jakiś taki inny. Jacquelyn zawoziła Dianę do pracy a potem zaproponowała czytaj dalej...
Komentarze (0)
Mar
13
2011

Czwartek czyli rozmowa z host rodziną

Jakub Mazur 18:03

Przez całą resztę dnia myślałem o tym jak powiedzieć rodzinie że jednak zdecydowałem się na powrót do ojczyzny. Najbardziej niepokoiła mnie opinia Erica który mógł czytaj dalej...
Komentarze (0)

Napisz komentarz

Komentarzy:
4.3

realizacja: Ideo

powered by: CMSEdito