Why Not USA - Work and Travel - Rok szkolny w USA / Blogi / Archiwum blogów / Blog Kuby / Poczatek weekendu
Dodaj do ulubionych Poleć znajomemu

Dołącz do nas

Facebook  Why Not USA na G+  Pinterest  nk.pl

Newsletter

drukuj Blog Kuby 2010-2011 | więcej

Poczatek weekendu

Jakub Mazur 28-01-2011

 

 

Ten weekend spędziłem w domu mojego kolegi ze Szwecji, który mieszka u mojej koordynatorki Margaret. Odebrali mnie w piątek wieczorem po mecz. Nie będę się tutaj o nim rozpisywał ponieważ była to żenada (89:49). Zagrałem może 5 min ale jak już powiedziałem nie ma tutaj o niczym ciekawym pisać. Mecz był do wygrania ale no cóż, jak się gra 7 graczami to tak bywa że zadyszka łapie po 2 kwartach. Jak już wspomniałem odebrali mnie około 23 pod szkołą i udaliśmy się do domu Margaret nad jeziorem Emerald. Nic ciekawego w piątek nie robiliśmy, jedyne co to oglądnęliśmy kawałek Batman : The Dark Knight. Około północy byłem niemalże nieżywy ponieważ ten dzień wydawał sie niewiarygodnie długi gdyż wstałem o 5:30. W sobotę niezmiernie ucieszony dostępem do internetu porozmawiałem w końcu z rodzicami. Około godziny 3 Albin zaproponował żebyśmy poszli pozjeżdżać z górki. Wzięliśmy że tak to nazwę – Sankodeskę. To „urządzenie” działało na zasadzie sanek jednakże budową przypominało deskę do prasowania. Sama górka wydawała się dość stroma jednakże jak się okazało mylnie oceniłem pagórek, który zaskoczył mnie niezwykle wolną prędkością jazdy. Dodam że Albin już wcześniej tam zjeżdżał i powiedział mi że było całkiem spoko. Myślałem że spotkamy tam kogoś ze szkoły jednakże oprócz nas były tam same dzieciuszki w wieku do 8 lat próbujące swoich sił nawet na desce snowboardowej. Po kilku „emocjonujących” zjazdach usiedliśmy na śniegu i po chwili zaczęliśmy się szarpać, przewracać oraz rzucać się nawzajem w pobliskie kupy śniegu. Zapasy były bardzo fajne, nie musiałem się przynajmniej martwić o wilgotność ubrań po takich wyczynach ponieważ Max (host brat Albina) pożyczył mi ubrania do jazdy na skuterze śnieżnym, który skutecznie zapobiega przemoczeniu. W sumie to siedzieliśmy tam chyba około 3 godzin i postanowiliśmy ze chyba czas już wracać ponieważ trochę się znudziliśmy. Albin zadzwonił po Maxa jednakże jak się dowiedziałem nie jest on bardzo punktualny i po tym jak zapewnił nas że przyjedzie po nas w ciągu 10 min przyszło nam czekać blisko 40 min.  No cóż, przynajmniej chciało mu się pofatygować. Jako że chciałem zobaczyć pewien film przekonałem Albina  żebyśmy pojechali do Fremont ponieważ udałoby nam się zdążyć na ostatni seans tego dnia czyli Season of The Witch. Tak też zrobiliśmy, zawiozła nas Margaret. Film opowiadał o byłym krzyżowcu, który po przypadkowym zabiciu mniszki uświadomił sobie że walka z niewiernymi to w gruncie rzeczy wyżynanie wszystkich wrogów Kościoła bez względu na nic. Postanowił on uciec z Armii Boga i wraz ze swoim najlepszym przyjacielem który do niego dołącza udają się z powrotem do Europy. Gdy podczas pierwszej sceny miała miejsce scena batalistyczna o mało nie pękłem ze śmiechu, około 20 aktorów przebranych za krzyżowców a za nimi tak zwany greenscreen (można wkleić wszystko na nim) na którym wyświetlone było około 20 tysięcy wojowników. Sam efekt wyszedł dość kiczowato, pomimo zapewne szczerych chęci niestety nie udało im się stworzyć wrażenia że w moim kierunku kroczy pewna siebie niepokonana Armia Odkupienia. Powróćmy jednak do historii przedstawionej w filmie, tak więc główni bohaterowie udają się jednego z tamtejszych miast ażeby to uzupełnić zapasy oraz kupić dobre konie. Podczas załadunku ich bagażu na uprzednio zakupione wierzchowce chłopiec pełniący rolę pomocnika upuszcza zawinięty w skóry miecz, którego klinga ujrzawszy światło dziennie zainteresowała strażników przyglądających się dwóm podróżnikom. Rozpoznali oni herb wyrzeźbiony na rękojeści ostrza i natychmiast zainterweniowali byłych krzyżowców ponieważ byli oni oskarżeni o dezercję. Od tej pory film zmierza już praktycznie od punkty A do B, brak wątków pobocznych może niespecjalnie wywiera jakieś negatywne wrażenia dotyczące dzieła panów z Hollywood  jednakże pozostawia pewien niesmak. Cala reszta historii jest niezwykle mało skomplikowana, w lochach lokalnego zarządcy miasta wraz z naszymi podopiecznymi zamknięta jest dziewczyna podejrzana o bycie czarownicą. Nasi antagoniści dostają zlecenie od księdza lokalnego kościoła ażeby to wcześniej wymienioną dziewoję przetransportować do oddalonego o kilka dni jazdy klasztoru gdzie czekać będzie ją sprawiedliwy proces. Nagrodą miała być wolność wojaków. Bez żadnych ceregieli postanawiają oni podjąć się wyzwania. Od tego momentu fabuła nie miała dla mnie więcej niespodzianek. Podróż przez lasy, bory, góry i tym podobne plus kilka całkiem fajnych efektów specjalnych i tak oto lądujemy w klasztorze. Po drodze wiedźma za sprawą swoich diabelskim mocy uśmierca kilkoro mężczyzn pomagających naszym bohaterom. Gdy karawana dociera to klasztoru okazuje się że mnisi zachorowawszy na pewną niezwykła chorobę leżą martwi w kaplicy. Za tę chorobę która wystąpiła także w mieście obwiniono czarownicę. W ostatniej już scenie filmu bez nadziei na sprawiedliwy proces dla czarownicy, ksiądz (nie wspomniałem że on także udał się do klasztoru) postanawia odprawić egzorcyzm. Rozwścieczona wiedźma stopiła kraty jej klatki i przetransformowała się w skrzydlatego demona. Trochę niespodziewanie w legendarna księga Salomona wylądowała w rękach księdza który zaczął inkantować zawarte w niej zaklęcia mające unicestwić demona, w tym czasie nasi wojacy próbowali odwrócić uwagę bestii  poprzez walkę z nią. Jak wam się może wydawać nieprzyjemnie się to raczej skończyło dla wszystkich. Ostatkiem słów dodam że mniej więcej wszyscy bohaterowie giną podczas starcia z diabłem (tak tak, cała ta zabawa w przebieranki w postaci wiedźmy to tylko przykrywka żeby dostać się do klasztory w którym znajduje się jedyna broń ludzkości przeciwko Złemu). Do końca filmu dożywa tylko młodzian który dokończył egzorcyzm rozpoczęty przez księdza oraz dziewczyna w której ciele urzędował demon. Po zapowiedziach moje oczekiwania były dosyć wysokie jednakże 90 min (tak tak, tego typu filmy trwają zwykle 2godziny albo i więcej)  trochę mnie zaskoczyło. Jako że lubię takie klimaty, film oceniam na 6+ w skali do 10. Tego dnia więcej się już nie zdarzyło, pojechaliśmy jeszcze tylko zrobić szybkie zakupy w Walmarcie (amerykańskie Tesco, Real, E. Leclerc, Carfour czy inne tego typu hipermarkety). Z tego wpisu wyszła może trochę recenzja filmu, jednakże chciałem się z wami czytelnikami tego bloga podzielić wrażeniami jakie miałem okazję odczuć podczas seansu i byłoby chyba trochę trudnym dla mnie zobrazowanie filmu bez wstępnego wprowadzenia do fabuły.

 

W następnym poście opiszę  niedzielę która była jak do tej pory najlepszym dniem spędzonym w USA. Do przeczytania wkrótce!

0
Oceń posta:

Ostatnio dodane blogi

Mar
13
2011

Sobota i koniec pakowania

Jakub Mazur 18:03

W sobotę czyli wczoraj obudziłem się około godziny 11, umówiłem się jeszcze w piątek z Karolem że porozmawiamy na Skype o 12. Jako że mam tylko godzinę darmowego czytaj dalej...
Komentarze (10)
Mar
13
2011

Piątek czyli ostatni dzień w szkole

Jakub Mazur 18:03

Do szkoły jak zawsze obudziłem się już około 6:30 ale ten dzień od początku wydawał mi się jakiś taki inny. Jacquelyn zawoziła Dianę do pracy a potem zaproponowała czytaj dalej...
Komentarze (0)
Mar
13
2011

Czwartek czyli rozmowa z host rodziną

Jakub Mazur 18:03

Przez całą resztę dnia myślałem o tym jak powiedzieć rodzinie że jednak zdecydowałem się na powrót do ojczyzny. Najbardziej niepokoiła mnie opinia Erica który mógł czytaj dalej...
Komentarze (0)

Napisz komentarz

Komentarzy: 1

Zgłoś do moderacji
~Darek napisał: 2011-01-28 17:39:42
fajnie... pozdrawiam
4.3

realizacja: Ideo

powered by: CMSEdito