Blog Kuby 2010-2011 | więcej
Nie mam pomysłu na tytuł
Jakub Mazur 02-11-2010
Czas szybko leci ponieważ nie czuć tutaj w ogóle upływających dni gdyż niemalże każdy dzień jest taki sami – pobudka, śniadanie, szkoła, trening, obiad u babci Eric’a potem do domu, trochę telewizji, i łóżko. Z powodu tego że każdego dnia mamy takie same lekcje nie musze się nawet zastanawiać nad pakowaniem plecaka a zresztą i tak książki do domu biorę dosyć rzadko ponieważ zadanie domowe zwykle jest na tyle proste że wystarcza mi czasu podczas lekcji i nie musze tego robić w domu. Jedynym wyjątkiem jest chyba test z Historii Ameryki na który przygotowuje się w domu, chociaż nie zajmuje mi to zbyt wiele czasu, różnica pomiędzy historią świata i ameryki jest kolosalna gdyż na test z historii ameryki opanować muszę wszelakie traktaty listy i inne dokumenty dotyczące polityki USA danego czasu a na historię świata uczę się ogólników. Sam przedmiot jest niezmiernie ciekawy a dodatkowo nauczyciel ma niesamowite poczucie humoru (codziennie przygotowuje nowe żarty przed lekcją a dodatkowo w dzień testu prezentuje stereotypowe żarty o różnych typach ludzi). Ten tydzień niczym by się nie różnił od poprzedniego gdyby nie pewna niemiła sytuacja która dość poważnie odbije się na mojej kondycji a mianowicie doznałem urazu (pęknięty obojczyk – fractured clavicle) podczas treningu. Urazu doznałem podczas walki o zbiórkę kiedy to chłopak niemający niemalże w ogóle pojęcia o koszykówce próbował mnie zastawić w ciekawy sposób a mianowicie poprzez włożenie swojej kończyny dolnej pomiędzy moje nogi, dodam że poruszałem się dość szybko i z nie mała prędkością uderzyłem ramieniem o parkiet co spowodowało że moja kość (na szczęście nie złamana) została narażona na ubytek. Nie trenowałem już do końca dnia ponieważ gdy po 10 minutach próbowałem złapać piłkę nie mogłem jej utrzymać w rękach. Trener Maki (trener 9 klasy) dał mi trochę lodu żebym przyłożył na ramię. Myślałem że po prostu będzie to duży siniak i za namową host taty postanowiliśmy że zobaczymy jak się będę czuł następnego dnia i jeśli nie będzie poprawy to udamy się do szpitala po szkole.
Wizyta w szpitalu była trochę cierpka gdyż trochę obawiałem się wyniku badania. Sam budynek jak na miejsce w którym aktualnie przebywam (Zachodnie Michigan – dość biedny region) był okazały. W środku było czysto i wszystko wyglądało jakby zostało wyjęte z filmu tudzież serialu medycznego. Recepcja, pokój egzaminacyjny wszystko to jakby wydawało się znajome gdyż miałem okazję nie raz oglądać takie programy. Co ciekawe nie było żadnej kolejki i samo badanie przebiegło dosyć szybko, dodam że zajmowało się mną 4 pielęgniarki (każda z innym zadaniem) co spowodowało że wizyta potrwała może 30 min gdyż musiałem wypełnić dokumenty dotyczące ubezpieczenia. Doktor powiedział że i tak będę musiał się jeszcze udać do lekarza rodzinnego ponieważ taka jest procedura a jego diagnoza brzmiała dosyć niemiło. Od 4-6 tygodni potrwa proces leczenia co powoduje że prawdopodobnie nie zagram w pierwszym meczu sezonu (dzięki kolesiowi który przyszedł sobie pograć na nasz trening), jestem pozytywnie nastawiony i myślę że jeśli nie będę obciążał lewej ręki to uda mi się zdążyć z rehabilitacją do pierwszego meczu.
Aha jeszcze dodam że w sobotę cały dzień cięliśmy drewno dla całej rodziny co zajęło nam kilka godzin. Jestem dumny z siebie ponieważ w ciągu półtorej godziny udało mi się załadować dwa pick-upy drewnem które sam przeciąłem siekierą. :D
Jak już wcześniej obiecałem wrzucam parę fotek psa :D