Blog Kuby 2010-2011 | więcej
Początek przygody z USA
Jakub Mazur 19-08-2010
Moja przygoda z Why Not USA zaczęła się gdy mój brat pojechał na ten sam program rok wcześniej. Nie chcąc popełnić błędu z późnym zgłaszaniem się, które zaowocowałoby późnym placementem postanowiliśmy z rodzicami zgłosić mnie jak najwcześniej. Był to chyba listopad 2009 kiedy udałem się do siedziby w Rzeszowie i napisałem test sprawdzający znajomość języka, był on niezmiernie prosty i po kilku dniach dostałem odpowiedz ze zostałem zaakceptowany do programu. Do wypełnienia zostało „tylko” kilkadziesiąt stron aplikacji, jednak i przez to przebiłem się raczej bez większych problemów. Wpłaciłem potrzebne pieniądze na konto, i pozostało już tylko…. Czekać.
Aplikację wizową wypełniałem dość późno, było z tym kilka niefrasobliwych kłopotów ponieważ czas jej wypełnienia to tylko 20 min. Kilkakrotnie musiałem po raz wtóry uzupełniać niektóre strony ponieważ nie zdążyłem na czas ich zapisać. Po wysłaniu aplikacji do konsulatu pozostawało tylko umówić się na rozmowę z konsulem. Miła pani z konsulatu której przez telefon nie dało się zrozumieć ustaliła mi wizytę na piątek 13.08 godzina 8.30. Wszystko było by bardzo korzystne gdyby nie to że najbliższy konsulat znajduje się w Krakowie i żeby się tam dostać musiałem wstać o 4 nad ranem aby pojechać pociągiem o 4.52. Podróż 2 klasą nie była zła do momentu gdy przed Krakowem nie zaczęło wsiadać multum ludzi, wtedy zrobiło się dość tłoczno ale przetrwaliśmy z bratem tą niewygodę. W konsulacie bez ogródek powiem ze potraktowali tych ludzi trochę jak bydło. „Zaganiacz” pozbierał paszporty i zaganiał nas jak nic nie wiedzące święte krowy do wnętrza konsulatu, porozdawał numerki (dzięki mojej zagrywce taktycznej udało mi się dostać bardzo wysoki nr 5) Potem kontrola przy wejściu a następnie 20 min czekania w poczekalni aż panie w okienkach przygotują dokumenty. Po jakichś 15 min wreszcie poprosiły mnie do okienka, tam podpisałem kilka druczków, i następnie zostałem poproszony aby przejść do pokoju obok i tam zaczekać aż na tablicy świetlnej wyświetli się mój nr (czyli 5). W kolejnej poczekalni aby umilić pobyt czekającym ludziom, zawiesili telewizor i emitowali jakiś program dokumentalny o dzikiej przyrodzie Stanów Zjednoczonych. Znużony czekaniem już prawie zasnąłem gdy na wspomnianej uprzednio tablicy wyświetliła się cyfra mi przypisana. Rozmowa z konsulem trwała jakieś 2-3 min. Konsul był bardzo miły, w przeciwieństwie do pań w okienkach, zapytał o cel podróży, czy mam w Stanach Rodzinę a po chwili namysłu z entuzjazmem zakomunikował mi ze kwalifikuje się do otrzymania wizy. Paszport miał przyjść kurierem w ciągu 5 dni roboczych ale stało się to trochę szybciej i tak oto stałem się szczęśliwym posiadaczem wizy uprawniającej mnie do wstępu na teren państwa już nie tak mlekiem i miodem płynącym.
Bardzo liczyłem na placement w jakimś ciepłym miejscu gdyż nie za bardzo przepadam za mroźnymi zimami takimi jak tutaj, jednakże stało się inaczej. 10 sierpnia dostałem maila od pani Diany, w którym załączony był placement letter. Okazało się że jade do MICHIGAN. Może to nie Miami ale jestem zadowolony. Na początku nie miałem kontaktu z host rodziną ponieważ byli na wakacjach ale gdy tylko wrócili Allen (host tata) pokrótce wyjaśnił mi jaka jest sytuacja w rodzinie.
Mieszkać będę w jednym pokoju z Zacharym (17 lat) a obok będzie mieszkac jego siostra Marryann (16 lat). Będę troche mogł liczyc na kumoterstwo w szkole ponieważ host mama Kathy Jo jest nauczycielką w szkole do której będę uczęszczał. Allen jest z zawodu inżynierem co oznacza jak na Stany bardzo duże pieniądze. W drugim albo trzecim mailu powiedział mi ze przy domu maja PEŁNOWYMIAROWE BOISKO DO KOSZYKÓWKI Z OŚWIETLENIEM I BASEN !! Niemałe było moje zdziwienie ponieważ koszykówka to mój ukochany sport a teraz będę miał niezmierzoną szanse aby móc trenować bez konieczności transportowania się na hale sportową.
Newaygo (tam gdzie spędzę najbliższe 10 miesięcy) to mała mieścina licząca około 2000 osób, jest to dość ciekawe ponieważ szkoła do której będę uczęszczał liczy 600 osób i jest to szkoła klasy B (chodzi o ilość uczniów). Rok szkolny zaczyna się 7 września. Z Polski wylatuje w niedzielę 29 sierpnia aby móc lepiej zapoznać się z rodziną. Plan lotu mam następujący: Warszawa- Amsterdam - New Jersey – Cleveland – Gran Rapids. Swoją drogą Gran Rapids to jedyne większe miasto w okolicy (200tys. Mieszkańców) jest ono wielkości mojego Rzeszowa jednakże w tamtejszej skali jest to także dość małe miasto.
Napiszę więcej jak już przylecę do USA a do tej pory możecie sobie codziennie czytać tego posta :)
Ostatnio dodane blogi
Sobota i koniec pakowania
Jakub Mazur 18:03
Piątek czyli ostatni dzień w szkole
Jakub Mazur 18:03
Czwartek czyli rozmowa z host rodziną
Jakub Mazur 18:03
Napisz komentarz
Co na nim było?; )
Ja się tym najbardziej denerwuję i rozmową z konsulem;/