Why Not USA - Work and Travel - Rok szkolny w USA / Wspomnienia / Historie / Rok szkolny w USA / Rok szkolny w USA - Wspomnienia Kasi - Silver Lake, Minnesota - 2007
Dodaj do ulubionych Poleć znajomemu

Dołącz do nas

Facebook  Why Not USA na G+  Pinterest  nk.pl

Newsletter

drukuj Rok szkolny w USA | więcej

Rok szkolny w USA - Wspomnienia Kasi - Silver Lake, Minnesota - 2007

30-01-2010

Hej, mam na imię Kaśka i moja przygoda ze Stanami zaczęła się pod koniec sierpnia tego roku. Tak naprawdę wszystko zaczęło się od pewnego pięknego dnia, gdy do naszej szkoły przyszedł pan z biura Why Not USA organizatora Programu Rok szkolny w USA, żeby pokazać nam, na czym to wszystko polega i oczywiście zachęcić nas do wyjazdu.

Pomysł od razu mi się spodobał, ale największym problemem była oczywiście moja mama! W ogóle nie była za tym, żebym wyjeżdżała. Mówiła, że jak już mam gdzieś jechać na cały rok, żeby się uczyć to do Anglii oraz, że to duża odpowiedzialność, a także, że nie jest pewna, czy dam sobie radę, bo nigdy nie byłam tak długo poza domem, więc halo! Mamy problem…

Wtedy stwierdziłam, że trudno-nie, to nie, jakoś przeżyję. Po tygodniu czy dwóch moja mama zadała mi jedno pytanie, które łączyło się z moim szokiem… Czy w końcu zdecydowałam, czy chcę jechać czy nie?! Wtedy już nie miałam pojęcia, co jej się stało, więc mówię jej, że niedawno nie chciała mnie puścić, a teraz już mam zdecydować? Oczywiście powiedziałam, że jak najbardziej-dalej chcę to zrobić. Wtedy zaczęło się wypełnianie aplikacji, egzamin (który nie jest jakoś ekstremalnie trudny, więc nie ma się o co martwic) oraz oczywiście czekanie na rodzinkę:)

Nawet już nie pamiętam, ile czekałam, ale pamiętam ten dzień, kiedy pani Diana do mnie zadzwoniła i powiedziała, że moja rodzinka to Tim i Jennell Johnson z Silver Lake, Minnesota. (Jest to małe, przytulne miasteczko, gdzie wszyscy mieszkańcy mieli kiedyś w swojej rodzinie kogoś z Polski albo z Czech). Siedziałam wtedy na ławce z moją koleżanką (nie wiem dlaczego nie byłyśmy w szkole:P) i nie mogłam w to uwierzyć, bo nie uświadamiasz sobie, że to wszystko jest realne, dopóki nie wiesz na 100%, że jednak jedziesz.

Do USA przyleciałam 26 sierpnia po jakichś 11 godzinach lotu (a to był mój pierwszy lot w życiu). Jeżeli to też będzie Twój pierwszy lot, nie bój się pytać ludzi o drogę czy jak wypełnić jakiś formularz, bo na pewno Ci pomogą.

Wtedy spotkałam rodzinkę, z którą mam spędzić 10 miesięcy (teraz zostało pół roku). Byłam jak sparaliżowana, wciąż nie mogłam uwierzyć w to, co zrobiłam i prawdę mówiąc ten pierwszy dzień był dla mnie najgorszy. Prawie cały dzień przepłakałam (najlepsze w takiej sytuacji to iść spać i następnego dnia budzisz jak nowo narodzona i wszystko już nie jest takie szare) Trzeba się jakoś pozbierać:)

Rodzinka pokazała mi cały dom i oczywiście mój pokój, którego chyba nie używali od paru lat! Jestem wdzięczna za to, że mogłam go trochę odnowić i poprzestawiać meble:)

To był chyba tydzień przed rozpoczęciem roku szkolnego, więc mieliśmy trochę czasu, żeby spędzić go ze sobą. Oczywiście, co najbardziej poprawia humor? Zakupy!:)

Rodzina zabrała mnie do ogromnego centrum handlowego. Nie da się go opisać, bo tam jest tyle sklepów, że pierwszym dniu na bank nie da się wejść do wszystkich i co mnie najbardziej zdziwiło to to, że w środku tego centrum maja wesołe miasteczko!!:)

Szkołę zaczęłam 4 września w GSL High School w Glencoe (miasteczko jakieś 15 minut drogi od mojego) Pierwszego dnia zabrała mnie tam moja “mama”, ale następnego pojechałam z dziewczyną z mojej szkoły, która, można powiedzieć, jest prawie naszą sąsiadką. Oczywiście nie zawsze z nią jeżdzę do szkoły…Czasem trzeba wziąć autobus (tak tak, ten żółty hehe).

Tutaj będę szczera, pierwszy dzień w szkole jest ciężki, bo nikogo nie znasz i chociaż chcesz coś powiedzieć po angielsku, masz po prostu supeł w gardle (przynajmniej tak było ze mną) i boisz się albo wstydzisz, że zrobisz jakiś błąd, ale tego naprawdę nie trzeba się obawiać, bo ludzie są bardzo mili. Nie bój się zrobić pierwszego kroku w rozmowie z ludźmi, bo zawsze będą chcieli cię zapytać o to skąd jesteś itd. Z czasem te pytania zaczynają być denerwujące, ale cóż, nie można się im dziwić:P.

Aha, a co do nauki! Nie wiem jak z resztą, ale ja nie miałam jakichś wielkich problemów z nauką po angielsku. Matma na początku może być problemem, bo możesz nie znać wszystkich słów związanych z algebrą czy geometrią, ale po tygodniu albo dwóch wszystko powinno być w porządku! Aaa! Jeżeli nigdy nie byłeś orłem z matmy, to nie bój się od razu wziąć zaawansowanego poziomu, ponieważ ich poziom z matmy nie jest za wysoki ;)

Ogólnie jestem bardzo zadowolona z mojej szkoły i nauczycieli, którzy są wspaniali! Jeżeli masz pytania zawsze ci pomogą i osobiście uważam, ze są nawet lepsi od tych, których miałam w Polsce;)

Wracając jeszcze do znajomych… moimi przyjaciółmi są inni “foreign exchange students” z Brazylii, Turcji, Niemiec, Danii, Korei Południowej i… Polski:) Mamy bardzo dużo osób z zagranicy w naszej szkole, razem 10! Z Polski jest ze mną Piotrek z Wrocławia. Od razu mówię, że jak masz kogoś z Polski, nie spędzaj z tą osobą zbyt dużo czasu, bo tu chodzi o to, żeby się uczyć angielskiego, a nie szlifować polski:) Wiem z doświadczenia ludzi z Brazylii (jest ich czworo), że jak za dużo rozmawiasz w swoim języku, nie idziesz do przodu z angielskim. Więc z Piotrem bardzo się ograniczamy, a czasem nawet rozmawiamy po angielsku.

Myślę, że to tyle, co chciałam powiedzieć na temat mojego wyjazdu. Pamiętaj, że warto wyjechać, bo ludzie są wspaniali (moja rodzina traktuje mnie jak ich własną córkę za co im bardzo dziękuję). Jeżeli Twoi rodzice nie są za… zacznij płakać i powiedz, że marnują przygodę Twojego życia!!;)

Zapraszam do mojego fotologa http://www.fotolog.com/heleonoraxd

4.3

realizacja: Ideo

powered by: CMSEdito