Blog Sary 2011-2012 | więcej
Pożegnania, lot i nowa rodzina
Sara Szupieńko 05-09-2011
Najtrudniej było się pożegnać. Do ostatniej chwili spotykałam się ze znajomymi i rodziną.
Na lotnisko pojechałam z tatą i chłopakiem. Wylot miałam o 9 am 03.09 więc z domu wjechalimy o 4 rano.
Po przejściu przez odprawę potrzebowałam chwilę na dojście do siebie, przemyślenie wszystkiego i skupienia się na podróży.
Leciałam z Krakowa do Warszawy, tam miałam 2 godziny do samolotu do Chicago, a tam 4 godziny do samolotu do Grand Rapids.
Jednak deszcz w Chicago opóźnił nasz wylot o godzinę i jedyne czym się martwiłam to to, że w Krakowie nadałam bagaż tylko do Chicago i tam będę musiałam ponownie go nadać.
Po 10 godzinach lotu w Chicago okazało się, że mam opiekę więc więc nie musiałam się już martwić o dalszą podróż mojej walizki.
Zostałam również odprowadzona na odpowiedni terminal, a mój opiekun ustawił mi na telefonie alarm na godzinę o której mam się zjawić przy swoim wejściu do samolotu.
Chyba nie wierzył w to, że nie spóźnie się na samolot chodząc tylko i wyłącznie po jednym terminalu ;)
W Chicago jednak wciąż padało więc kolejny mój samolot miał 2 godzinne opóźnienie i tym razem musiałam zadzwonić do swojej host family i powiedzieć im, że będę poźńiej.
Jednak nie zmartwilo ich to, a wręcz ucieszyli się, że dzwonie bo okazało się, że potrafię rozmawiać o angielsku !
Na miejscu byłam o 22 ich czasu. Na lotnisku w Grand Rapids czekałą już na mnie cała rodzina z wielkimi napisami ;)
W domu rozdałam każdemu prezenty, które bardzo się im spodobały i opowiadałam im o sobie.
Cała rodzina jest przesympatyczna, cały czas żartują i się śmieją. Rodzicę są nauczycielami więc już następnego dnia zaprowadzili mnie do mojego High School, które zaczyna się dopiero 6 września żeby mnie oprowadzić. Potem moje host siostry zabrały mnie na zwiedzanie Belding (oczywiście wszystko samochodem chociaż odległości są naprawdę niewielkie). Byłam również na mszy bo moja rodzina jest bardzo wierząca. Oprócz tego, że kościół jest bardzo malutki niczym więceje nie różniła się.
Wieczorem odbył się pokaz fajerwerek, na który wybrała się ich cała rodzina, która jest naprawdę duża. Wszyscy spotkaliśmy się u mojej host babci, w domu było ok 25 osób w tym połowa to małe dzieci. Zrobiliśmy pizze i czekaliśmy do 22 na pokaz. Jednak zmiana czasu nie pracowała na moją korzyść więc zdążyłam jeszcze zasnąć na kanapie nawet przy tak dużej ilości osób. Przespałąm się 2 godzinki i mogłam dalej funkcjonować. Każdy z nas wziął koc i poszliśmy zając dobre miejsca. Pokaz trwał pół godziny i naprawdę był niesamowity !
Dzisiaj zapowiada się bardzo słoneczny dzień, a w planach mamy zobaczenie parady, która przejdzie ulicami Belding z okazji dziesiejszego święta.
Mamy rownież zamiar iść na zakupy bo jutro zaczyna się szkoła i trzeba kupić zeszyty. Plan zajęć wybiorę dopiero jutro ale już teraz wiem, że codziennie mam na 7.25 do szkoły.
To są narazie początki ale jestem bardzo zadowolona, nie mam czasu się nudzić, nawet na skype z rodzicami ciężko jest się mi umówić.
Mam nadzięję, że spędzę tu naprawdę dobrze przyszłe miesiące ;)
Ostatnio dodane blogi
I'm coming home
Sara Szupieńko 11:07
Prom
Sara Szupieńko 3:06
NYC
Sara Szupieńko 23:06
Napisz komentarz
z językiem nie mam jak do tej pory problemów, jeżeli czegoś nie rozumiem po prostu proszę ich żeby powtórzyli ;)
Piotrek, I'm so sorry you weren't there !