Dodaj do ulubionych Poleć znajomemu

Dołącz do nas

Facebook  Why Not USA na G+  Pinterest  nk.pl

Newsletter

drukuj Work and Travel | więcej

Why not USA - Work and Travel, Alaska 2011 Why not USA - Work and...
Why not USA - Work and Travel, Alaska 2011 Why not USA - Work and...
Why not USA - Work and Travel, Alaska 2011 Why not USA - Work and...
Why not USA - Work and Travel, Alaska 2011 Why not USA - Work and...
Why not USA - Work and Travel, Alaska 2011 Why not USA - Work and...
Why not USA - Work and Travel, Alaska 2011 Why not USA - Work and...
Why not USA - Work and Travel, New York 2011 Why not USA - Work and...

Work and Travel - Wspomnienia Joanna -Alaska 2011

08-05-2012

Moja przygoda z Why Not USA zaczęła się przed wakacjami 2011 roku. Lubię podróżować, a Alaska ciekawiła mnie ze względu na przyrodę oraz dlatego, że leży daleko stąd i niewielu osobom jest dane ją zobaczyć. Po kilku wizytach w biurze w końcu wybrałam ofertę i zaczęłam załatwianie wszystkich dokumentów. Oczywiście miałam obawy o to czy sobie poradzę i jak tam będzie, ale ciekawość tego zakątka i chęć przygód były silniejsze. Obecnie żałuję tego, że nie wiedziałam o takiej możliwości wcześniej.

 

Jeszcze miła rozmowa z konsulem, kupno biletu i w połowie czerwca rozpoczęłam długą podróż do mojej przetwórni w niewielkim Dillingham. Lot składał się z kilku przesiadek, ale wspominam je dobrze, obeszło się bez problemów. Gdy wylądowałam w końcu w Anchorage (głównym lotnisku Alaski), od razu udałam się do centrum miasta, aby wyrobić Social Seciurity Number (połączenie polskiego PESEL-u i NIP-u) i przejść drug test – wymagał tego pracodawca. Przez cały mój pobyt w Anchorage studentami opiekowała się osoba z naszej fundacji CETUSA, która po załatwieniu wszystkich spraw odwiozła nas do hostelu, a później na lotnisko, skąd niewielkim samolotem udaliśmy się do Dillingham. W samolocie udało mi się usiąść przy oknie i podziwiać z góry niezapomniane widoki - ośnieżone góry, woda, lasy... Niesamowitym przeżyciem były tak zwane „białe noce”, jeszcze po północy na zewnątrz było tak, jakby dopiero zapadał zmrok (zjawisko występujące na dalekiej północy). Poza tym nie było tak zimno jak się można było spodziewać. Przez kilka pierwszych dni nie było wiele pracy, mogliśmy się dzięki temu zapoznać z naszymi obowiązkami i z ludźmi z wielu krajów – Ukrainy, Rosji, Turcji, Serbii, Filipin, Meksyku i oczywiście USA. Moim zajęciem w pracy było wypełnianie rybami maszyny, która je następnie cięła i ładowała do puszek. Praca bardzo mi się podobała, mimo, że była może bardziej wymagająca od tej, którą wykonywały dziewczyny sprawdzające puszki. Atmosfera w pracy była bardzo przyjemna, często ktoś żartował, śpiewał, nawet w czasie szczytowego okresu, kiedy to pracowaliśmy po 16h na dobę. Po pewnym czasie zmęczenie dawało się we znaki, ale w czasie przerw można było odpocząć (odespać), porozmawiać, napić się czegoś ciepłego. Niektórzy przysypiali na stojąco przy swoim stanowisku i byli budzeni okrzykami, a później zaskoczeni śmiechem z ich powodu. Zdarzali się tacy, którzy na początku bardzo obawiali się pracy, narzekali, a podczas pożegnania płakali, że to już koniec.

 

Sezon się skończył i wróciłam do Anchorage z kilkoma poznanymi dziewczynami z Ukrainy. Tam przez osobę z naszej fundacji dostałyśmy kolejną pracę – tym razem w większym Petersburgu, leżącym na południowych krańcach Alaski. Miałyśmy szczęście, że nie musiałyśmy długo szukać. Ponieważ do wylotu miałyśmy kilka dni to wykorzystałyśmy je na zwiedzenie Anchorage. To najbardziej zaludnione miasto Alaski – jednak zaskoczyło nas, że na ulicach prawie nie było widać ludzi. Pogoda nam dopisała, było słonecznie, nagromadziłyśmy energię do kolejnej pracy.

 

Lot do Petersburga także był z przesiadką, a takich malutkich lotnisk nigdy nie widziałam. Ponadto na wszystkich można było zobaczyć ekspozycję wypchanych niedźwiedzi, wilków i innych tamtejszych zwierząt. W Petersburgu pracowałyśmy przy segregowaniu i pakowaniu ikry. Czasem w przetwórni zmienialiśmy miejsce pracy, na takie, gdzie była akurat potrzeba. Mi to odpowiadało, bo nie było nudno i lepiej poznałam cały proces przetwórstwa ryb. Miasteczko leży na wyspie otoczonej wysokimi górami. Zdarzyły się wolne dni, które wykorzystywaliśmy na wycieczki po okolicy – w końcu po to także tam pojechałam. Niektórzy mieli okazję zobaczyć z pewnej odległości spacerującego niedźwiedzia. Mi się nie udało, ale może następnym razem. W końcu i w Petersburgu nadchodził koniec sezonu. Za dobre sprawowanie w pracy wiele osób zostało nagrodzonych drobnymi sprzętami elektronicznymi. Miła niespodzianka na zakończenie.

 

Wyjazd wiązał się z pożegnaniami, wymianą adresów mailowych, ale też z ciekawością najbliższych dni – niektórzy planowali wylegiwanie się na plaży, inni zwiedzanie USA wynajętym samochodem albo kolejną pracę. Ja swój czas do powrotu do kraju spędziłam w Nowym Jorku – całkowite przeciwieństwo zielonej i cichej Alaski. Nawet kilka miesięcy po powrocie często przeglądam zdjęcia i wspominam tamte wakacje. Zdecydowałam się na kolejny pobyt na Alasce. Mam nadzieję, że uda mi się znów spotkać niektórych ludzi i poznać nowych oraz oczywiście zobaczyć nowe miejsca.

 

Nigdy nie będę żałować tego wyjazdu, warto było poznać tych wszystkich ludzi, podszkolić umiejętności językowe, sprawdzić się w różnych sytuacjach, zajadać się tamtejszymi przysmakami i podziwiać te widoki. Pomimo tego, że nie było tak dużo pracy jak bywa w najlepszych sezonach, to udało mi się zarobić więcej niż wyniosły koszty mojego wyjazdu, a mniej pracy wiązało się z większą ilością czasu na zwiedzanie. No i doświadczenie jest bezcenne! Jedna z dziewczyn z Serbii, które ze mną mieszkały (na Alasce były już trzeci raz) powiedziała kiedyś, że „Alaska is like a drug”. Chyba dopiero zaczynam rozumieć, co miała na myśli i jeśli znów uda mi się pojechać to wiem, że na pewno będzie warto.

4.3

realizacja: Ideo

powered by: CMSEdito