Why Not USA - Work and Travel - Rok szkolny w USA / Wspomnienia / Historie / Work and Travel / Work and Travel - Wspomnienia Joanny - Alaska 2010
Dodaj do ulubionych Poleć znajomemu

Dołącz do nas

Facebook  Why Not USA na G+  Pinterest  nk.pl

Newsletter

drukuj Work and Travel | więcej

Zdjęcia Joasi z Alaski - Work and Travel Zdjęcia Joasi z Alaski - Work...
Zdjęcia Joasi z Alaski - Work and Travel Zdjęcia Joasi z Alaski - Work...
Zdjęcia Joasi z Alaski - Work and Travel Zdjęcia Joasi z Alaski - Work...
Zdjęcia Joasi z Alaski - Work and Travel Zdjęcia Joasi z Alaski - Work...
Zdjęcia Joasi z Alaski - Work and Travel Zdjęcia Joasi z Alaski - Work...
Zdjęcia Joasi z Alaski - Work and Travel Zdjęcia Joasi z Alaski - Work...
Zdjęcia Joasi z Alaski - Work and Travel Zdjęcia Joasi z Alaski - Work...
Zdjęcia Joasi z Alaski - Work and Travel Zdjęcia Joasi z Alaski - Work...

Work and Travel - Wspomnienia Joanny - Alaska 2010

02-12-2011

 

Wraz z koleżanką Eweliną byłyśmy w fabryce rybnej Snopac Product w Dillingam. Mimo tego, iż praca nie była łatwa, był to czas pełen wrażeń. Zakochałyśmy się w Alasce bezgranicznie! Po pierwszym pobycie stwierdziłyśmy, że chcemy pojechać jeszcze raz, ale Alaska uzależnia, pojedziesz i będziesz miał chęć na więcej. Jest tak dużo miejsc do zwiedzania: Fairbanks, Sitka, Denali - naprawdę wartych do zobaczenia.

 

Zacznę swoje wspomnienia może od tego, dlaczego w ogóle tam pojechałam. Zawsze chciałam zwiedzić USA, a jak wiadomo dla polskich studentów nie jest to takie łatwe i wcale nie tanie. Dowiedziałam się, że istnieje coś takiego jak Work and Travel, czyli program pracuj i zwiedzaj. Byłam zachwycona, że istnieje jakaś możliwość żeby zobaczyć wszystkie te miejsca znane mi z telewizji. Ktoś przedstawił mi ofertę miejsc, gdzie można jechać: pamiętam, że była to Floryda, stan Maryland czy też Kalifornia lub Texas itd. Jakimś trafem dowiedziałam się, że jest możliwość wyjazdu także na Alaskę.

 

Pierwsza myśl jaka wpadła mi do głowy to: Alaska? Co ja tam będę robić? Tam nic nie ma.. ale jakoś nie mogłam wyrzucić tej idei i cały czas o tym myślałam. Dziwiłam się dlaczego w ogóle ludzie tam jeżdżą. Pamiętam wieczór, gdy rozmawiałam o tym z moimi bliskimi i kiedy podjęłam decyzję, że tam właśnie pojadę. Mój znajomy zasugerował, że jeśli nie pojadę teraz, to w sumie już nigdy nie zwiedzę Alaski, bo przecież tam się nie jeździ tak ot co. Że to właściwie może być jedyna okazja. Pomyślałam, że może faktycznie, pojadę tam, zarobię dolarki i później zobaczę resztę kraju.

 

Co więcej, Alaska jest tak niezwykła, taka piękna. Cud natury! Jest inna od wszystkich pozostałych stanów USA, sama natura, wolność i adrenalina. Zdecydowałam się zatem jechać i nie żałowałam ani minuty.

 

Pojechałyśmy w połowie czerwca. Nasz lot był baaaardzo długi, leciałyśmy pięcioma różnymi samolotami, ale było bardzo zabawnie i nie obeszło się bez przygód. Musiałyśmy spać jedną noc na lotnisku w Amsterdam i już na samej Alasce w Anchorage - drugą noc.

 

Kiedy w końcu dotarłyśmy do Dillingham, byłyśmy przerażone. Nie było nic wokoło, tylko miasto - naprawdę dziura i dziwni ludzie.. W fabryce, pomimo tego, że pracowałyśmy po 16 godzin dziennie, miałyśmy fun - bo kiedy 200 młodych ludzi w naszym wieku - i to z każdego zakątka świata - pracuje lub obcuje ze sobą, naprawdę nie ma czasu na nudę. To było coś w rodzaju pierwszych dni w szkole, gdzie poznaje się nowych ludzi. Spotkałam wspaniałe osoby z Polski, Serbii, Ukrainy, USA, Meksyku, Kolumbii i długo by jeszcze wymieniać. Ten aspekt to duża zaleta wyjazdu na program. Czasem było ciężko.. wszyscy byli wykończeni, ale wiedzieliśmy, że później przyjdzie czas na podróże.

 

Pamiętam motto, które podczas pierwszego spotkania wypowiedział szef fabryki: It's all about fishing. Zrozumiałam je dopiero po jakimś czasie. To tylko jedno zdanie, a opisuje styl życia ludzi tam żyjących. Pasuje doskonale.

 

Alaska jest tak piękna! Góry są cudowne, pokryte śniegiem lub lodem nawet w czasie wakacji. Dla mnie najlepszym wspomnieniem (nawet jeśli znajomi uważają to za wariactwo) jest ta adrenalina nawet podczas najzwyklejszego spaceru. Tak naprawdę nigdy nie wiesz co się wydarzy, zawsze gdzieś w środku odczuwasz strach przed napotkaniem niedźwiedzia lub łosia.. ale z drugiej strony tylko czekasz żeby go zobaczyć choć ten ten jeden, jedyny raz w twoim życiu.

 

Czasem po pracy chodziliśmy odprężyć się do baru, który wyglądał jak stary lokal country, niczym z Westernu. Dodam, że w naszej okolicy były dwa bary i to otwarte tylko do 1 w nocy, nawet w weekend. Przygodą był zwykły powrót do fabryki (niedaleko spaliśmy). Nie było drogi asfaltowej, tylko jakiś żwirek.. nie było też taksówek, może 5 na miasto a zamówić je nie było łatwo, bo zazwyczaj nikt nie odbierał. Dookoła był sam las, a przed nami 5 mil do przejścia. Czasem mieliśmy szczęście i ktoś z baru nas podrzucił na pick up-ie. Ale zwykle szliśmy na nogach z przerażeniem w oczach, ale też z poczuciem adrenaliny w tym samym momencie. By odstraszyć niedźwiedzie lub łosie stosowaliśmy swoje tajne sposoby:) Zawsze mieliśmy przy sobie dzwoneczki i śpiewaliśmy całą drogę lub się przekrzykiwaliśmy by tylko dać sygnał, żeby się nie zbliżały. Nie mogę się doczekać kiedy znów poczuję to, co wtedy. :)

 

Po skończeniu kontraktu, wraz z koleżankami i kolegą z Polski oraz znajomymi Ukraińcami przenieśliśmy się do innej fabryki w całkiem inną część Alaski. Nie mieliśmy aż tak dużo godzin, ale za to sporo czasu wolnego. Próbowaliśmy to wykorzystać, więc podróżowaliśmy stopem by zobaczyć resztę stanu. Raz, pewien Amerykanin powiedział nam, że jego rodacy nie są chętni do brania ludzi do swojego auta, chyba że mają pewność, iż autostopowicz nie pochodzi ze Stanów. Amerykanie nigdy nie chodzą na piechotę, chyba, że są pijani.

 

Jednego dnia czwórka z nas postanowiła spróbować właśnie jazdy autostopem. Podzieliliśmy się na dwie grupy po dwie osoby. Ja z kolegą mieliśmy szczęście i szybko zatrzymaliśmy jeden samochód. Mężczyzna powiedział, że jedzie w tą samą stronę tylko dziesięć mil, ale lepsze to niż nic - pomyśleliśmy. Zaczęliśmy z nim rozmawiać i po 10 minutach powiedział, że w sumie to może nas podwieźć, tak miło mu się rozmawia. A miejsce docelowe - Homer - było oddalone o 150 mil. Powinniśmy się spotkać z naszą drugą ekipą w Homer, ale było bardzo późno więc po jakimś czasie zdecydowaliśmy się wracać. Reszta nie miała takiego farta - przyjechali 5 godzin po nas. W międzyczasie pięć razy zmieniali auto, dwa razy napotkali łosie podczas próby złapania stopa w środku lasu, w ciemnicy. Chyba bym umarła ze strachu jakbym jechała w tamtym duecie.

 

Co zawdzięczam Alasce? Po pierwsze, zarobiłam pieniążki i zobaczyłam te wspaniałe tereny. Po drugie, poznałam tak wielu wspaniałych ludzi! Dwójka z nich, wzięła ślub 2 miesiące temu, a sami też poznali się na Alasce. Po trzecie, nauczyłam się jeść owoce morza. Co więcej, miłość do muzyki Country, którą przyniósł do kuchni nasz kucharz. Kid Rock rullez. :D

 

Po ostatnim roku w mojej głowie tylko Alaska i chęć nowej przygody. Taki rodzaj podróżowania jest szalenie interesujący. ale ciężko wrócić do normalnego życia. Zdecydowanie warto jednak tego doświadczyć.

 

 

4.3

realizacja: Ideo

powered by: CMSEdito