Dodaj do ulubionych Poleć znajomemu

Dołącz do nas

Facebook  Why Not USA na G+  Pinterest  nk.pl

Newsletter

drukuj Work and Travel | więcej

Work and Travel - Wspomnienia Ani - Northern Victor- Alaska 2007

26-10-2010

 

Do pierwszego wyjazdu na Work and Travel przygotowywałam się bardzo pieczołowicie. Przez rok przed programem pracowałam w Polsce, aby uzbierać niezbędną kwotę na pokrycie wszystkich płatności związanych z programem. Umowę z firmą Why Not USA podpisałam już na początku listopada i dokonałam wstępnej rezerwacji oferty pracy. Na targach pracy, odbywających się pod koniec stycznia, na które poszłam z wypiekami na twarzy, miałam okazję bezpośrednio porozmawiać ze swoim przyszłym pracodawcą, a także porównać ofertę pracy na tle innych korporacji. Po tym jak wypytałam się o wszelkie szczegóły, m.in o rodzaje pracy, wymiar godzin, klimat panujący na Alasce i o wiele, wiele innych zdecydowałam się na podpisanie kontraktu, który przewidywał spędzenie 3,5 miesiąca w dwóch różnych i bardzo od siebie odległych miejscach. Pierwsze 1.5 miesiąca miałam spędzić w Petersburgu, który znajduje się między Juneau, a Ketchikan, w połowie drogi między tymi dwoma miejscowościami, a kolejne dwa w Egegik zlokalizowanym w zatoce Bristol Bay. Po podpisaniu kontraktu już byłam spokojna, miejsce na Alasce zaklepane…

Wszystkie formalności na bieżąco załatwiałam z biurem Why Not USA, a komplet dokumentów złożyłam w marcu oraz uiściłam resztę opłat. Na początku procedury postanowiłam, że o bilet lotniczy trzeba się postarać wcześniej- ze względu na to, że zależało mi na niższej cenie, a wiadomo, że kupowanie na ostatnią chwilę wiąże się z wyższymi kosztami i tak też zrobiłam. Została tylko wiza. Denerwowałam się, nie wiedzieć czemu :) I tu pech... Niestety termin spotkania wypadł trochę niefortunnie, bo w pierwszy dzień Juwenaliów, więc niestety pochód studencki mnie ominął. Samo spotkanie wizowe przebiegło bez najmniejszych problemów. Jedyny minus to to, że bez względu na to iż moje biuro pośrednictwa, umówiło kilku uczestników na daną godzinę, to pod konsulatem okazało się, że pracownicy konsulatu mają to gdzieś i trzeba było czekać, ponieważ w pierwszej kolejności wchodziły osoby indywidualnie, czyli nie korzystające z żadnych biur. Sam konsul zadał kilka pytań, o studia, miejsce pracy, rodziców, spotkanie trwało może 2 minuty. Na koniec tylko: have a nice trip!good luck with fish! Paszport z wizą do odbioru w biurze był już za 4 dni.

Wylot z Polski miałam pod koniec maja, a leciałam przez Frankfurt-Waszyngton-Seattle. Emocje związane z wyjazdem ogromne, przede wszystkim dlatego, że pierwszy raz leciałam samolotem, a po drugie leciałam tak daleko i tyle godzin. Wszystkie loty przebiegły bez najmniejszych problemów, pod koniec lotu transkontynentalnego od stewardessy otrzymałam świstek, jak się potem okazało, bardzo ważny formularz I-94, który należało uzupełnić. Kilka podstawowych informacji takich jak imię, nazwisko i miejsce pobytu w USA. Po wylądowaniu w Waszyngtonie formularz I-94, przekazałam konsulowi w czasie rozmowy. Część tego dokumentu została wpięta do mojego paszportu na sąsiedniej stronie gdzie była wiza do USA. Dokument ten został wypięty z mojego paszportu jak wracałam do Polski we wrześniu. Do Seattle doleciałam wieczorem, w samolocie udało się zintegrować z dosyć dużą grupką Polaków, która jak się okazało leci w to samo miejsce co ja. Wspólnie zamówiliśmy taksówkę i udaliśmy się do hostelu Green Tortoise, które polecił nam pracodawca. Hostel bardzo przyjemny, akurat w 12 osób wzięliśmy 1 pokój, w cenie mieliśmy dostęp do internetu i śniadanie.

Następnego dnia z samego rana udaliśmy się do biura Social Security Office aby wyrobić sobie "numerek" Social Security Number. Po orientation z Polski, które organizowało biuro Why Not USA, byliśmy wszyscy bardzo dobrze przygotowani i wystarczyło tylko przepisać dane. Otrzymaliśmy informację że nasze Social Security Card zostaną przesłane do naszego pracodawcy w USA, a ten dostarczy nam je osobiście. W biurze tym, totalnie przypadkowo usłyszeliśmy rozmowę, z której wynikało że 3 osoby z Dominikany miały ten sam kontrakt co my, ale sezon rybny ma się rozpocząć dopiero pod koniec czerwca. Zaniepokojeni, może trochę niegrzecznie, wtrąciliśmy się do rozmowy. Okazało się, że jest z nimi pracownik z naszej korporacji i rzeczywiście powiedział, że sezon na lądzie zacznie się później, niż przewidywali. My jeszcze aby się upewnić zadzwoniliśmy do ich biura, które na nasze szczęście znajdowało się w Seattle. Informacja została potwierdzona, Brian który był w Polsce na targach pracy zaprosił nas do biura i powiedział, że jest opcja pracy od zaraz na statku. Prosto z biura udaliśmy się do hostelu po bagaże i taksówką do Briana aby wszystko obgadać i dowiedzieć się szczegółów. Okazało się że tego samego dnia wieczorem wypływa statek - przetwórnia rybna, z Seattle na Wyspy Aleuckie. Oferta była następująca: przez 10 dni płynie się do miejsca docelowego, następnie statek zostaje zacumowany między trzema wyspami i tam zostaje 3 miesiące, przetwarzając miliony (!) kilogramów ryb…Warunki były takie same jak na lądzie: stawka ta sama, zakwaterowanie i wyżywienie za darmo. Tylko tyle, albo aż tyle, że odbywało się to na statku :) Ze względu na to, że nikt z nas nie miał środków na to, aby zostać 3 tygodnie w Seattle, wszyscy „jak jeden mąż” zdecydowaliśmy, że spędzimy te wakacje na statku…

Łajba, na której przyszło nam spędzić jedne z wakacji pamiętała czasy II wojny światowej. Składała się z 4 pokładów, z 222 miejscami dla całej załogi. Na najniższym znajdowała się przetwórnia rybna, 1 i 3 pokład to kajuty mieszkalne na 2 natomiast znajdowała się kuchnia wraz z jadalnią. Spędziliśmy tu 3 miesiące na programie Work and Travel.

A teraz kilka informacji o łajbie: Northern Victor to największa przetwórnia rybna- statek, o całkowitej wadze 8902 ton. Okręt został zbudowany w 1945 roku jako statek towarowy “Marengo” w Wisconsin, dla wsparcia działań wojennych w USA. Potem statek używany był do wiercenia ropy naftowej na Bliskim Wschodzie i Ameryce Południowej, znalazł się w Brazylii w 1986 roku. Poprzedni właściciel udał się statkiem do Afryki Południowej w celu usunięcia sprzętu wiertniczego w 1988 roku. Northern Victor powrócił do Stanów Zjednoczonych i został przerobiony na statek przetwórstwa rybnego w Panama City na Florydzie. Od lipca 1990 r. Northern Victor działa na Alasce do przetwórstwa ryb i owoców morza. Jest drugim co do wielkości statkiem w USA w przetwórstwie rybnym.

Icicle, firma dla której pracowaliśmy, zakupiło statek pod koniec 1999 r., a następnie zaopatrzyło w urządzenia do przetwórstwa rybnego, dzięki czemu w tamtym czasie stał się najbardziej wszechstronnym statkiem przetwórnią w przemyśle USA. Na najniższym pokładzie przetwarzany jest Alaskański Mintaj. Co sezon Northern Victor stacjonuje w bazie w pobliżu wysp Aleuckich 3 godziny rejsu od miejscowości Dutch Harbor. Z przetwarzania produktów ubocznych zakład produkuje wysokiej jakości mączki rybne i olej rybny co gwarantuje maksymalny odzysk z przerobionych ryb.

Udział w programie Work and Travel, w tak odległym miejscu był niewątpliwie niezapomnianym i jedynym w swoim rodzaju przeżyciem! Dlatego nie była to moja jedyna Alaskańska przygoda. Ponownie wybrałam się na Alaskę z moich chłopakiem, ale to w kolejnych wspomnieniach :D

 

4.3

realizacja: Ideo

powered by: CMSEdito